sobota, 24 sierpnia 2013

School part 1

Tradycja wymianowa nakazuje napisać post o szkole, najlepiej pierwszego dnia po pojawieniu się tam. Ja nie chciałam pisać, bo tak naprawdę żeby wyrobić sobie opinię, trzeba troszkę czasu.
Poza tym uznałam, że najpierw poczekam na koniec pierwszego tygodnia szkoły, chociaż dalej nie wydaje mi się, aby to był dobry czas na jakiekolwiek podsumowanie, więc umówmy się, że posty o szkole będą dwa. Jak głosi tytuł, ten będzie pierwszy.

Dzisiaj jest sobota, we wtorek było rozpoczęcie roku dla wszystkich klas. Więc zebrali się wszyscy uczniowie czyli około 1600 w hali sportowej i usiedli. Siedzieliśmy klasami: freshmani z freshmanami itd., ja z seniorami. Amerykańskie rozpoczęcie roku różniło się od polskiego tym, że (to co, najbardziej rzucało się w oczy) nikogo nie obowiązywał strój galowy. Wręcz przeciwnie wszyscy starali się być jak najbardziej kolorowi, bo to przecież pierwszy dzień szkoły i trzeba zwrócić na siebie uwagę. Poza tym było bardzo amerykańsko, dużo krzyków, skandowania itd. Odśpiewaliśmy hymn USA, wszyscy stali i trzymali łapę na sercu, ciekawe było to, że na końcu sali grała... prawdziwa orkiestra. Taka naprawdę duża. Odśpiewaliśmy też hymn naszej szkoły, podczas którego wszyscy się autentycznie darli i amerykańskość sięgnęła zenitu ;)

Nie trwało to wszystko długo, rozeszliśmy się do klas. Normalnie w Rampart jest podział na tzn. Blue days i Gold days. Czyli powiedzmy w poniedziałek, środę i piątek jednego tygodnia są blue, wtorek i czwartek gold, następny tydzień na odwrót, więc dni się przeplatają. Lekcje trwają: pierwsza 101min, druga 85, trzecia tak samo, czwarta 87min. Przerwy to 6 lub 7 minut. To jest naprawdę dziwne rozwiązanie. I lekcje potrafią się kończyć o zaskakujących porach, np.: 13:01 albo 11:11.
Więc wracając do tego pierwszego dnia: wtedy mieliśmy wszystkich osiem lekcji, Blue1, potem Gold1, Blue2 itd. Więc można było poznać każdego nauczyciela.

To może teraz krótki opis moich przedmiotów:


Biologia - coś, na czym będę musiała się najbardziej skupić. Jest na poziomie college i to widać. Materiał, który teraz przerabiamy robiłam w moim liceum, a że słownictwo biologiczne jest zbliżone, bo zaczerpnięte z łaciny, to łapię o czym rozmawiamy. Jedyne co, to że materiału jest kosmiczna ilość. Nie nadążam robić notatek. W sumie to jest trochę podobnie do mojej biologii w Polsce (POZDRO DLA LO7 WE WROCŁAWIU, lekcje biologii tam przeszyły już do legendy). Nauczycielka, pani Follet jest bardzo miła i żartuje po prostu non-stop. Nie ukrywam, że ten przedmiot na pewno będzie dla mnie trudny, ale spróbuję wytrwać.

Chemia - póki co robimy całkiem przyjemne rzeczy, które również kojarzę. Nauczycielka jest bardzo miła, kiedy nie zrozumiałam, że mamy przynieść podpisany regulamin pracowni, to powiedziała, że nie ma problemu, ona rozumie i że zawsze mogę do niej przyjść, jeśli czegoś nie rozumiem. Uff.
Oczywiście, podobnie jak na biologii dużo eksperymentów, a minęły dopiero dwie lekcje.


Algebra - tutaj mam pewne wątpliwości i możliwe, że zejdę o poziom niżej. Kiedy pierwszego dnia usiedliśmy w sali, nauczycielka mówi: bardzo lubię uczyć tę klasę i doceniam, że tu jesteście, bo to znaczy, że naprawdę zależy wam na matematyce. Algebra 1 jest obowiązkowa, algebra 2 jest wymagana, jeśli chcesz iść do college, a algebra 3 to jest wasz wybór kontynuowania matematyki.
Jak to usłyszałam, to trochę zbladłam, bo wprawdzie nigdy z matmą problemów nie miałam, ale też zawsze byłam na podstawie i matematyka nie jest moim życiowym powołaniem. Jak na razie nie rozumiem NIC, muszę usiąść i spróbować to ogarnąć. Ratunku!

Comp&Lit - czyli angielski. Facet jest bardzo w porządku, jak na razie robiliśmy fajne rzeczy, chociaż to jest poziom 4 czyli wysoki. Będzie dużo pisania.

Francuski - uczy go kobieta z Algierii, jej angielski jest zbliżony do mojego. Kiedy pierwszy raz przyszłam na tę lekcję, to myślałam, że zwariuję, uczenie się jednego obcego języka przez drugi to szaleństwo. Po 3 lekcji jest już łatwiej, chociaż dziwnie jest przerzucać się z akcentu na akcent. Poziom jest trochę niski, ale ponieważ inne przedmioty mam wysoko, to stwierdziłam, że tu będę się obijać <3

Guided Study Hall - nawet nie wiem, jak to napisać po polsku. Lekcje ambitnego nicnierobienia. Na pierwszej lekcji facet jasno powiedział, że podczas tych zajęć mamy siedzieć cicho i mamy wyglądać na ciężko pracujących. Powiedział też, że z tego przedmiotu łatwo jest zdać, równie łatwo nie zdać, bo wprawdzie robisz co chcesz, ale spóźnienia będą brane pod uwagę bardziej niż na innych przedmiotach. Poza tym nie wolno przeszkadzać innym itd.
Dla mnie jest to bardzo dobra opcja, bo będę tam odrabiać lekcje, żeby nie siedzieć z nimi do wieczora.

Historia - naprawdę nie wiem czemu, ale zostałam zapchana na najtrudniejszy poziom, po dwóch lekcjach zwiałam stamtąd na poziom niżej, bo na historii nigdy bardzo mi nie zależało, a tutaj chcę tylko trochę poznać amerykańską, jako że to ma być full american experience.
Na nowej historii też mnie czeka trochę pracy, ale przynajmniej rozumiem co się dzieje.

Fotografia - najbardziej niezrozumiały dla mnie przedmiot. I nie, nie dlatego, że nie rozumiem o czym mowa na lekcji. Facet jest EKSTREMALNIE nudny. Poziom nudy na tej lekcji sięgnął apogeum. Prowadzący jest starszym facetem, melancholijnym do nie wiem jakiej potęgi. Do tej pory nie robiliśmy dosłownie nic, poza słuchaniem wywodu gościa na temat np. jego umierającego ojca. Nie chcę mówić, że temat umierania ojca człowieka, którego widzę pierwszy raz w życiu jest mi obojętny, ale... no właśnie. Żeby było jasne, ojciec umarł już dawno temu, mimo to nauczyciel relacjonował nam jak patrzyli sobie w oczy po raz ostatni. Normalnie już dawno bym zmieniła tę klasę, ale jeszcze się łudzę, że może nauczę się fotografowania.


Większość przedmiotów mam wysoko i nawet wiem dlaczego. Nie była to moja ambicja, po prostu kiedy w biurze ustalaliśmy mój plan, to pani powiedziała mi, kiedy deklarowałam chęć chodzenia na takie a takie przedmioty, że exchange studenci się zwykle nudzą na amerykańskich lekcjach. Potwierdziły to siedzące obok hm i hs, które powiedziały, że Nathalie, dziewczyna z Austrii, która mieszkała u nich dwa lata temu była zawsze najlepsza w klasie. Ale halo, to chyba nie powód, żeby mnie dawać na najbardziej zaawansowaną chemię, biologię, matmę, angielski i historię.
Przy okazji: stereotyp, że Amerykanie to debile i się nie uczą, to tylko częściowo prawda. Po prostu bierzesz co chcesz: albo tylko gotowanie, muzykę i wf albo mój pakiet czyli wszystko jak na studiach <rzyg, rzyg>.

Rampart ma interesujący wybór sportów na każdą porę roku. Ja na jesień wzięłam sobie gimnastykę, ale pewnie na niej zostanę do końca roku, jeśli na pewno będzie to możliwe. Treningi są codziennie, 1,5 lub 2 godziny, na wielkiej hali wypełnionej po brzegi najlepszym sprzętem gimnastycznym, a laski, które tam trenują (w wieku od przedszkola do college) po prostu wymiatają. Jak tam weszłam, to przez 10min zbierałam szczękę z podłogi. Dołączyłam do szkolnej drużyny, która oczywiście umie 20 razy więcej ode mnie, chociaż gimnastyka całkiem obca mi nie jest.
Trenerem jest Rose, kobieta, która wygląda jak Jennifer Aniston, gdyby Aniston była czarna, miała wielkie pomarańczowe tipsy (u rąk i nóg), tatuaże i częściowo kolorowe włosy. Zapomniałam o czymś?... Ale z rysów twarzy bardzo przypomina mi Jennifer, ale może to złudzenie wywołane tym, że ostatnio oglądałam z nią film. W każdym razie babka jest świetna i poświęca mi sporo czasu na indywidualne trenowanie. Po dwóch dniach mam takie zakwasy, że ledwo się ruszam, ale bardzo mi się to podoba.


Tydzień był więc bardzo intensywny, dzisiaj mam dzień całkiem luźny, więc muszę posprzątać pokój, usiąść do lekcji (!!!) i wieczorem idziemy do kościoła. W niedzielę natomiast jesteśmy umówione z hs na pierwszy shopping, zobaczymy co z tego wyniknie

Myślę, że najrozsądniej byłoby zrobić drugie szkolne podsumowanie za jakiś miesiąc, kiedy wszystko przestanie być nowe i pewnie tak zrobię.

Trzymajcie się!
















2 komentarze:

  1. To czekam na drugą notkę o szkole :) Życzę sukcesów w szkole i przejścia zakwasów :D
    Wstaw fotki z shoppingu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Biologia i chemia to czarna magia !

    OdpowiedzUsuń