wtorek, 13 sierpnia 2013

,,All I wanna say is that they don't really care about us"

Dzisiaj jest 13 sierpnia, od 4 dni oddycham amerykańskim powietrzem. Jakie jest to powietrze? Trudno powiedzieć. Kiedy dostałam maila o placemencie i host rodzinie, to myślałam, że nic lepszego nie mogło mi się przytrafić, że są tacy, jak trzeba itd. Poza tym zaczytując się w blogach poprzedników myślałam, że posty będę pisać z podobną częstotliwości czyli raz na miesiąc, bo tyle będzie się działo itd. i że zatęsknię za rodziną gdzieś w okolicach Bożego Narodzenia.
Trochę się minęłam z prawdą. Mówi, że się polska gościnność jest jedyna w swoim rodzaju, ale w moim rodzinnym domu była ona doprowadzona do olbrzymich rozmiarów. Kiedy gościłam u siebie podczas wymian najpierw Francuzkę, potem Turczynkę, a ostatnio dwie Amerykanki, cała rodzina dbała o nie najlepiej jak umiała, cały czas spędzony z nimi całkowicie podporządkowywaliśmy pod nie, moja mama robiła wspaniałe śniadania, obiadki, kolacyjki, drugie śniadania do szkoły itd.
Wiem, że to się różni w każdym kraju, ale i tak zderzenie z amerykańskim life stylem było małym szokiem.

Rodzina w składzie rodziców i host siostry odebrała mnie koło 20 z lotniska, potem w domu gadaliśmy przez ok 2 godziny, wszyscy byli niezwykle sympatyczni, dopytywali się o Polskę itd.
Następnego dnia rano nie było ani śniadania ani żadnych powitań, a kiedy przeszłam się po domu okazało się, że każdy jest zajęty swoim życiem i ani myśli powiedzieć mi, co ja mam teraz robić.
Ok, wiem, że to brzmi księżniczkowato, jakbym oczekiwała, że będę w centrum uwagi 24/dobę.
Tak nie jest, wiem, że będę jednym z domowników i że mam takie same prawa jak i obowiązki, co reszta mojego rodzeństwa, ale... przyjeżdżam z drugiego końca świata, nie do końca mówię w ich języku, zostawiłam wszystko co znałam na rok i jestem, póki co, zupełnie skazana i zależna od mojej rodziny.
Tak więc rodzina jest miła, kiedy o coś poproszę, to zawsze to zrobią, ale też nigdy nie ma od nich jakiejś inicjatywy, mimo, że w domu jest siostra rok młodsza i brat rok starszy ode mnie.
Byliśmy do tej pory w zoo, kupić tel, kompa i rzeczy do szkoły, w szkole się zarejestrować i to tyle.
W domu zazwyczaj nikogo nie ma, tylko host mama, która siedzi w swoim biurze i jest zajęta pracą.
Więc trochę nie wiem co ze sobą zrobić, bo ani nikogo nie znam ani wyjść nigdzie nie mogę, bo wszędzie daleko, a jako środek transportu muszą wystarczyć mi moje nogi. Łee...

Nawiązując do gościnności i opieki: jedzenie w domu. Otóż kiedy przyjechałam rodzina powiedziała: możesz brać co chcesz do jedzenia. Ja: ok, thank you. Oczywiście myślałam, że będą wspólne posiłki, więc nie będę zmuszona iść do kuchni w poszukiwaniu jedzenia, bo póki co czuję się niezręcznie grzebiąc w czyiś szafkach. No i okazało się, że nie ma prawie wcale wspólnych posiłków. Może czasem obiad albo kolacja. Więc do tej pory trochę głodowałam, np. pierwszego dnia zjadłam 1 (słownie: jeden) kawałek pizzy. I to wszystko. Wczoraj h-mama chyba ogarnęłam, że nie widzi mnie jedzącej, więc oprowadziłam mnie po kuchni gdzie co jest, mówiąc, żebym sama sobie coś przygotowywała. Więc zaczęłam jeść.

Więc co można znaleźć u nich w kuchni? Oczywiście tona pudełek chrupków śniadaniowych, chleb tostowy, masło orzechowe, dżemy itd. Więc tym się żywię. Jest to kompletnie różne od mojego polskiego jedzenia. Wczoraj na kolację były hamburgery. Jednak rodzina bynajmniej nie jest gruba, są w większości chudsi ode mnie, bo jedzą naprawdę niewielkie porcje. Zabawne.

Także na razie sobie tak trochę wegetuję. Dzisiaj jest wtorek, muszę wytrwać do piątku, bo wtedy mam spotkanie z innymi wymieńcami i wtedy prawdopodobnie zacznie się moje amerykańskie życie towarzyskie. Za to na weekend jadę sama do Denver do znajomych, więc bardzo się cieszę. We wtorek za tydzień zaczną się normalne lekcje, więc będę miała co robić.

To po krótce co u mnie. Nie brzmi to najlepiej i wiem, że za miesiąc wszystko się ułoży i będę bardzo zadowolona, bo po prostu zacznie się normalne życie z obowiązkami, ale też spotkania z przyjaciółmi.


Pewnie niedługo się odezwę. Bye, bye!

8 komentarzy:

  1. Wiem jak to jest kiedy nie wiesz co ze sobą zrobić, bo pomimo że nie byłam na wymianie, byłam w identycznej sytuacji i też w USA. Początki zawsze są trudniejsze, ale na pewno wszystko się ułoży. Nie możesz być nieśmiała, każdy jest człowiekiem i każdy funkcjonuje podobnie, dlatego może zagadaj do h-siostry albo h-brata. Powiedz że trochę ci się nudzi ale zapytaj czy możesz się do niej/niego przyłączyć jak coś robi, spróbuj nawiązać kontakty! Powodzenia i trzymam kciuki!
    Czekam na kolejne wpisy!
    Zapraszam:*
    http://im-living-my-american-dream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. A nie mozesz zagadac do siostry czy by cie nie poznala z kolezankami albo idzcie razem do starbucksa czy na zakupy razem. Przy okazji sie poznacie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  3. To co do tej pory robilismy to zawsze ja inicjuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam to uczucie. Chodzisz po obcym domu z myślami - co ja tutaj robię .... Ale to minie. Ja po paru miesiącach już tak się oswoiłam że dawałam host tacie jadącemu na zakupy liste co ma mi kupić (on ma też za to zapłacić naturalnie ;D) bo ja będę robiła imprezę z koleżankami.
    Nie jestem jakoś w temacie a jakie są twoje obowiązki w domu ? Znaczy się jaki rodzinka Ci przedstawiła podczas rozmów na skype?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy się ja nie wiem czy wy na wymianach macie jakieś obowiązki ale chyba wiesz o co mi chodzi ? :)

      Usuń
    2. tak, I know what you mean :P zapytałam w sumie zaraz po przyjeździe host mamę o to, ale ona powiedziała jakoś wymijająco, wyszło na to, że nic nie muszę robić, tylko nastawiać sobie pralkę, jeśli chcę coś wyprać sobie. oni wcześniej mieli dziewczynę z Austrii i ona też nie miała niemal żadnych obowiązków
      ale dzięki, że tak wszyscy piszecie, to jest bardzo miłe i od razu czuję się lepiej ;)

      Usuń
  5. chill, to szybko minie, z czasem się wszystko ułoży.
    Wykorzystaj to maksymalnie!!
    Jak wrócisz lecimy do maca.
    Teeeeeeesknie juz <3

    ~ najlepsza antylopka na safari

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prosze, prosze, ktoz to sie odezwal :P a propos, zaliczylam wizyte w tutejszym macu. Plusy: picie za darmo, w dodatku od razu jako dolewka, przychodzisz tylko po kubeczek Ikorzystasz bez placenia ile chcesz. Minusy: wystroj. Sorry, ale nasze maci sa o wiele "nowoczesniejsze". Ten tutaj wygladal jak wyjety z lat '90 haha

      Usuń