Do tej pory spędzałam całe dnie na czytaniu i spotykaniu się ze znajomymi. W ostatnim tygodniu szkoły na angielskim mieliśmy wybrać sobie książkę z listy i przeczytać ją jako lekturę. Nie mam pojęcia w jaki sposób babka chce je omówić, skoro w sumie prawie każdy w klasie wybrał co innego. Ja zgłosiłam, że przeczytam "The Help" czyli "Służące". Miałam już okazję ją poznać z perspektywy polskiego tłumaczenia, a także obejrzeć ekranizację i naprawdę uwielbiam tę historię. Jeśli chodzi i czytanie w oryginale, to idzie mi nie najgorzej, rozumiem zawsze kontekst, w czym na pewno pomógł mi fakt, że zaznajomiłam się z polską wersją. Jednak uświadamia mi to, jak jeszcze słabo znam angielski. Po przebrnięciu przez pierwszych 50 stron mam wielką listę nowych słówek, z jednej strony super, bo podciągnę sobie właśnie słownictwo, a z drugiej strony czasem mnie to przygnębia.
Udało mi się również to, na co zwykle nikt nie ma czasu czyli spotkać się ze znajomymi. W sobotę pojechałyśmy z Eleną, Rebeką i Emily do Denver. Musiałyśmy odebrać z lotniska Julię, która spędziła poprzedni tydzień u cioci w Kalifornii. Potem poszłyśmy zjeść kolację do Cheesecake Factory, a potem do kina na "Divergent". Film okazał się super, wszystkim polecam. I było naprawdę mega śmiesznie. Film zaczął się tuż przed 23, więc oczywiście w ramach zwiastunów innych filmów puścili same horrory, więc siedziałyśmy tam śmiejąc się i zasłaniając sobie oczy. W pewnym momencie Emily, która siedziała koło mnie wpiła się pazurami w moją rękę, kwicząc i mówiąc, że ona zaraz wyjdzie. Potem z kolei cały film powtarzała w kółko: zaraz się pocałują, zobaczycie, zaraz się pocałują. Chodziło oczywiście o Tris i Four czyli głównych bohaterów "Divergent". Sam Four był później tematem naszych debat przez cały powrót do domu ;)
Film skończył się o 1 w nocy, musiałyśmy jeszcze przejść kawałek od kina do galerii, gdzie zaparkowałyśmy. I wtedy była jakaś dziwna akcja, bo Elena stwierdziła, że jakaś grupa pięciu czarnych kolesi, którzy byli w tej samej sali kinowej zaczęła za nami iść. Tutaj słowo wtrącenia: rodzina Eleny jest w military i ona jest mega wyczulona na takie rzeczy, co zwykle się objawia tym, że np robi nam wykład jak mamy się bronić w ramach jakiejś napaści czy coś. Więc jak ona nam mówi, że jakieś podejrzane typy idą za nami w środku nocy w downtown Denver, to raczej nie jest śmiesznie, więc zaczęłyśmy zwiewać z tego kina, rozglądając się na wszystkie strony. W końcu dotarłyśmy do auta i następne 1,5 godziny spędziłyśmy wracając do Colorado Springs. Ponieważ była 3 w nocy, to zostałyśmy u Julii i Eleny i przekimałyśmy się te kilka godzin. Rano o 7 się musiałam zrywać i iść do domu, żeby zdążyć wziąć prysznic przez kościołem.
Wszystkie razem w jakimś burżujskim sklepie z futrami. |
Tutaj obiekt, który mnie zainteresował, bo nigdy nie widziałam, żeby poddawać recyklingowi okulary przeciwsłoneczne. |
Wczoraj wyrwałam się jeszcze do Citadel Mall na spotkanie z Nataszą i jeszcze jedną dziewczyną z Polski, która mieszka tu od urodzenia. Celem było kupowanie promowej sukienki Nataszy. Całe szczęście ja nie muszę tego robić, bo mama wysyła mi kieckę z domu.
To tyle co do ostatnich newsów. Idę teraz się pakować, bo jutro bladym świtem ruszamy na podbój kanionów. Życzę wszystkim odwiedzającym wspaniałej wiosny!