czwartek, 6 lutego 2014

6/10

Wybił kolejny miesiąc, istne szaleństwo, co jakiś czas ogarniam, że następne 30 dni zleciało. Naprawdę dziwne jest to, że tym razem wybiła już połowa i mam już bliżej do wyjazdu niż przyjazdu tutaj. Przed przybyciem do USA wymianę rozpatruje się w kategoriach największego życiowego kroku, ach! te 10 miesięcy spędzone ascetyczne, bez bliskich itd ;) tymczasem jest to nie ten sam czas, ale nie tak znowu inny. Nie mogę się nadziwić, że niedługo będę "po", będę zaliczała się do ludzi, którzy już wrócili i będę pisać posty z Polski. Do niedawna to było taaakie odległe.

Styczeń zleciał mi przyjemnie. Ostatnim większym wydarzeniem był wyjazd na narty zorganizowany przez Amicusa dla wymieńców, przy czym osoby spoza organizacji mogły dołączyć. Tym sposobem byłam ja, Franzi, Johann i Manuel z Niemiec oraz I. i O. z Islandii. Nikt nigdy nie potrafi wymówić ich imienia, więc woła się ich używając inicjałów :) byli to koledzy Johanna, mieszkają w US od 5 lat. Miała być też Rakeb z Etiopii, ale ostatecznie nie pojechała, nawet nie wiem czemu :(

Do Copper Mountain przyjechaliśmy w piątek wieczorem, do górskiego domku, który należy do hostów Johanna. Jeżdżą tam całą zimę, aż się sezon narciarski kończy. W sobotę zerwaliśmy się skoro świt, ja i Franzi musiałyśmy wypożyczyć sprzęt, potem pognaliśmy na stok. Jeździliśmy całą sobotę, w niedzielę do południa sprzątaliśmy i graliśmy w różne gry, a potem każdy rozjechał się albo do Denver albo do Colorado Springs.

Jednym z moich top powodów, dla których chciałam jechać, była okazja do porównania warunków narciarskich w US i Europie, jako że w tym drugim zdążyłam się najeździć w kilku krajach.
Więc dla tych, których też to nurtuje: różnic nie ma. Wypożyczanie nart, stok, jazda, wyciągi wszystko wygląda tak samo. Jest kilka mniejszych rzeczy, jak to, że wyciągi są tylko kanapowe. Może w innych stanach dysponują orczykami, ale tutaj ich nie widziałam w ogóle. Poza tym z racji, że Kolorado jest bardzo suche, to nie było najmniejszego problemu z oblodzonymi stokami, co się nagminnie zdarza w naszym kraju.
Ludzie byli przemili! Mogłoby się wydawać, że żadna niespodzianka, ale słowo daję, to była moja najprzyjemniejsza wyprawa narciarska pod względem ludzi. Pracownicy obsługujący wyciąg czy "kasujący" skipassy byli bardzo ludzcy, co nie zawsze ma miejsce gdzie indziej. Mam wrażenie, że w Europie cała ta impreza, stok, wyciąg, ludzie w kolejce do niego traktuje się bardzo przedmiotowo, taka jednak wielka machina. Tutaj za każdym razem, jeśli ktoś się przewróci pod wyciągiem, zostaje on zatrzymany. Wyobrażacie sobie coś takiego? Mnie się zdarzyło raz wywrócić, w dość niecodzienny sposób. Na jednym z wyciągów przy wysiadaniu nie zdążyłam odjechać w momencie kiedy był na to czas i dalej siedząc na kanapie zaczęłam jechać do góry... w efekcie musiałam skakać z pewnej już wysokości niczym Małysz xD
Gdy to zobaczył facio, który stał obok przy wyciągu, natychmiast zatrzymał cały wyciąg, podbiegł do mnie, pomógł mi się pozbierać cały czas pytają czy aby na pewno wszystko ze mną okej. Naprawdę mnie to urzekło, traktowanie każdego indywidualnie. Poza tym przy każdym początku wyciągu jest dozownik z chusteczkami. Bardzo helpful dla ludzi, którzy zawsze zapomną własnej paczki, patrz ja. 
Inną śmieszną rzeczą było, że Amerykanie nie zakładają tej barierki na kanapie. W ogóle. Jadą sobie nad tą konkretną wysokością bez żadnego zabezpieczenia. Większość czasu trzymałyśmy się z Franzi kurczowo kanapy i z przerażeniem patrzyłyśmy na to, co jest pod kanapą. Brr.

Poza tym świetnie było spotkać się z wymieńcami, ludźmi, którzy przeżywają teraz to samo, mówią nieidealnie po angielsku, z akcentem. Ludzi, którzy nie zawsze chwytają amerykańskie poczucie humoru. Poza tym byli z nami hości Johanna w liczbie czterech osób -  rodzice i dwie dziewczyny oraz Joe, który pracuje dla YL w Colorado Springs i przywiózł do Copper. Oni co roku organizują ten wyjazd i są w tym świetni. Kojarzycie takie momenty, kiedy spotykacie ludzi, którzy są świetni, bezinteresowni, ciągle uśmiechnięci, mają mnóstwo życiowej energii i są mega kochani? Takich pracowników ma YL i Amicus. Serio, uwielbiam tych ludzi. Rodzice Johanna, którzy mieli wcześniej 3 wymieńców, a w przerwach są repami są mega nastawieni na młodzież z czystego hobby i genialnie zorganizowali nam czas.

A otóż i zdjęcia:

Gdyby komuś zachciało się wyjść na dwór :)

Nasze międzynarodowe towarzystwo

CCC - kocha, kocham, kocham <3

Z Franzi <3

Amber gotowa do jazdy

USA - Deutschland - Polska

... i to samo tylko już na wyciągu :)


Wyżej wspomniany dozownik




Podsumowują, mam wielką nadzieję, że będę mogła wrócić do Copper Mountains w celach narciarskich albo najlepiej gdzie indziej w USA np. do Utah albo Kalifornii. Super było móc tam jeździć, zaliczam to do jedno z moich najbardziej udanych wydarzeń tu, bo było też mnóstwo fanu z przebywania z genialnymi ludźmi.

Poza tym od krótkiego czasu oprócz siaty i fitnessu w szkole ćwiczę w domu. Włączam sobie Ewę Chodakowską i mam nadzieję, że do Polski zawitam w takiej formie:


Trzymajcie za mnie kciuki! Buziaki dla wszystkich miłośników wymian i tych wspaniałych ludzi, którzy lubią zajrzeć co u mnie. Super mieć gdzieś z tyłu głowa podczas całego tego zamętu, że mam do kogo wracać :)

2 komentarze:

  1. Co to za fajne ciasteczka?? :)
    Trzymam kciuki żebyś do domu wróciła w formie, jak na tamtym obrazku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki! :) to chocolate chip cookies, najbardziej amerykańskie ciastka :) cieszę się nimi, póki tu jestem

      Usuń